Tatry!
Całe Tatry przede mną!
Tylem o was przedumał, tylem za wami się stęsknił!
Jak liść oderwany od drzewa gnały mnie losy dziejowe przez pola, lasy, rzeki, ugory i bagna, przez rumowiska czarne i gruzy, patrzące oczodołami zakopconych murów, jak patrzy trup bezduszny na przechodzącego wędrowca: smutnie i obojętnie, a jednak straszliwie. Z całym skupieniem i potęgą życia, którego już nie ma.
I oto znów na was patrzę, Tatry odwieczne, coście już na tyle nawałnic ze spokojem olbrzymów patrzyły i z litością nad mrowiem ludzkim, które u stóp waszych pełza.
Wszystko minęło, lecz wyście przetrwały. Tak samo strzeliste, dumne i groźne jak w dniu onym, gdyście się wzniosły ponad poziom nizin i orlim okiem rozejrzałyście się po świecie szerokim.
Przeto w was jest moc rzeczy wiecznych i prostych. Tajemniczy urok świątyń, w których mieszka bóstwo nieznane, litujące się nad człowiekiem, skazanym na tępe uderzenia maczug i jazgot szrapneli rozrywających wnętrzności.
Przeto stałyście się marzeniem i tęsknotą ludzi spragnionych modlitwy bezsłownej i słońca.
Mariusz Zaruski